czwartek, 9 grudnia 2010

Reklamowo

Będę reklamować :) Ostrzegam, kto wrażliwszy niech nie czyta :)

A tak na poważnie, to chciałam wam pokazać jak piękne rzeczy robi Miranka (Mira).

To co poniżej, to prezent dla szwagierki mojego menża - ale szczerze wam powiem, że nie jest łatwo rozstać się z takim cudem :)

Zdjęcie w moim wykonaniu wyszły jak zwykle fatalnie, nie wiem co jest nie tak albo z fotografem albo z aparatem, bo tłem była biała kartka, a bieli tam tyle co kot napłakał - i to taki wcale nie smutny :)

Ale widać że cudne? :)











Tyle mojego co robótki innych popodziwiam, bo ostatnio tylko praca-dom, dom-praca i tak w kółko, 24 h przez 7 dni. Nic nowego nie mam niestety do pokazania, mimo że głowa puchnie od planów i pomysłów. Może po nowym roku uda mi się trochę wolnego na robótki wygospodarować, chociaż nie jestem optymistką w tym względzie :)

A na razie porzucam was na rzecz objęć Morfusza - wstawanie o 5 rano wybitnie mi nie służy ;)

czwartek, 25 listopada 2010

SAL świąteczny 2010 - 1

Nie sądziłam że wyszywanie na plastikowej kanwie jest tak czasochłonne :)

Oczywiście w pierwszej kolejności wzięłam się za ten kapelusz który wygląda jak patchwork, przez co zajęło mi to trochę czasu :) No ale jeden mikołaj ma już postawione wszystkie krzyżyki, zostały backstitche i tir koralików do przymocowania, że o wycięciu tego draństwa nie wspomnę :)







Mam też już do niego brodę wyszytą i otoczkę kapelusza - wiecie że na samą brodę i wąsy są przewidziane trzy paczki koralików???







Widać że się błyszczy?:) To dzięki metalicznemu Kreinikowi - używa się Blending Filament do wyszywania razem z muliną DMC i Very Fine #4 Braid do wyszywania bez muliny. Czy ja już mówiłam że kocham Kreinika metalicznego??? Jak nie to mówię :) W życiu mi się tak dobrze metalicznymi nićmi nie wyszywało, jak tymi - nie rozdzielają się, nie przecierają, nie strzępią - wszystko co z reguły zarzucamy metalicznym tu jest na "nie" :) I te kolory, i ten blask - cud miód i orzeszki :)

Powstaje też następny kapelusz - widać że są dwa odcienie czerwonego? A w środku koraliki będą.





Przy okazji tej pracy zaczęłam używam magnesików którymi na spotkaniu w Białymstoku obdarowała mnie Madziula. Jak ja żyłam bez nich?? W ogóle sobie tego nie umiem wyobrazić teraz :) W końcu nie gubię igły, nie znajduję jej potem w kocu/poduszce/kanapie ( w zależności co w danej chwili mam pod ręką). No i nie trzymam jej w zębach przy zmianie nitki, co do tej pory robiłam nagminnie (tu ten zawstydzony:)



Niestety, mam konkurencję w swojej adoracji magnesów - z trzech kompletów które dostałam ostał mi się tylko jeden, bo moje dziecko odkryło jaka to fajna zabawa taki magnes :D

I jeszcze refleksja - jestem cudotwórcą, rozmnażam przedmioty - szkoda tylko że po tym rozmnożeniu nie nadają się do użytku :D



Przez tyle lat wyszywania jeszcze mi się to nie zdarzyło - teraz poszły dwie w dwa tygodnie ;)

piątek, 12 listopada 2010

Table runner by Ruth Hanke - 7 i koniec

Szczerze? Nie sądziłam że ten dzień kiedyś nastąpi ;)

Ale udało się i jestem z siebie dumna - mniej z wykonania, bardziej z tego że skończyłam ;)

Unifil kremowy, nici Petra ecru nr. 5 i 8, wzór Ruth Hanke.

Przed praniem, krochmaleniem i prasowaniem jeszcze, ale kusiło żeby się końcem pochwalić :)











Hmm, to jaka następna hardangerową pracę by tu zacząć? ;)

wtorek, 9 listopada 2010

SAL świąteczny 2010 - pokazuję :)

Straszną presję czuję :D A jak się potem nie uda, to co? Będę oczami świecić? :D

Ma być tak:



A jak będzie, to się okaże ;)

Zdjęcie ze strony http://www.thread-bear.co.uk/index.html

poniedziałek, 8 listopada 2010

SAL świąteczny 2010 - materiały

Odkąd Ania przysłała zaproszenie do wspólnej zabawy o tematyce świątecznej, zastanawiałam się na tym, którą z wielu prac o tematyce bożonarodzeniowej wybrać. Wydawało się proste, bo w kolejce od dwóch lat czeka hardangerowy anioł na styropianowym stożku a w tym roku zauroczyła mnie bardzo needlepointowa bombka. I wydawało się że sprawa przesadzona dopóki nie przeczytałam ze zrozumieniem zasad zabawy (jak ktoś do mnie zagląda od czasu do czasu to wie że mam z tym problem ;) ). Otóż w zasadach jest jasno napisane, że to ma być haft krzyżykowy z elementami dodatkowymi jakimi się chce.

No to mi sklęsła motywacja na chwilę :) Po czym przypomniałam sobie o pracy do której akurat gromadziłam materiały a która przecież i krzyżykowa i świąteczna :)

Korzystając z odrobiny światła dziennego jaka była mi dana w weekend, uwieczniłam na razie materiały - prawie wszystkie, brakuje jeszcze jednego Kreinika.

Z zaczęciem pracy zejdzie się jeszcze parę dni, bo przyrzekłam sobie że nie zacznę, dopóki dwóch prac konkretnych nie skończę - jedną udało mi się skończyć wczoraj, drugiej brakuje ze 3-4 wieczory, więc proszę trzymać kciuki żeby wszystko poszło z planem i po następnym weekendzie żebym miała coś do pokazania :)

poniedziałek, 25 października 2010

Kalendarz z Kubusiem (3)

Myślałam że następna odsłona kalendarza jaką pokażę to będzie ostatnia przed wyszyciem nazw miesięcy - niestety, okazuje się że zajmuje mi to więcej czasu niż sądziłam :)

Tak wyglądał wczoraj, po "wymęczeniu" osiołka, którego prułam dwa razy :D



A może wiecie gdzie można znaleźć fajny alfabet nieduży, do wyszycia nazw miesięcy?? Będę wdzięczna jak by co ;)

Oczywiście mimo że jeszcze nie skończyłam, mam już ochotę na milion pięćset innych prac. Zapisałam się na świąteczną zabawę Świąteczny SAL 2010, ale doczytałam dzisiaj że to muszę być krzyżyki i chyba się nie załapię, bo co prawda jeszcze nie wybrałam wzoru tak na 100% ale waham się pomiędzy hardangerem a needlepointem, i nijak się to ma do krzyżyków :(

Co jeszcze? Ano czasu mało bo trzeba się uporać z prawie że przemysłową ilością nalewki z czarnych porzeczek - w tym roku wyjściowo było 6 kg owoców, i jak przyszło do zlania alkoholu z owoców i połączenia z syropem cukrowym, to się okazało że mój gąsior 15 litrowy nie wystarcza - w związku z tym na środku piwnicy stoi mi wielkie bydle 30 litrowe :) Już dwa razy ją filtrowałam, teraz mnie czekają kolejne dwa i zlanie do butelek.

Aha, i ciasto na pierniki nastawione - w tym roku z podwójnej porcji. Jest jeszcze czas jak by ktoś chciał spróbować. W tym roku po raz pierwszy dodałam żurawinę, ciekawa jestem co z tego wyjdzie. I wszystkie bakalie wrzuciłam do malaksera, bo jednak jak są duże kawałki to potem przy wykrawaniu pierników potrafi przeszkadzać.

Wróciłam też do pieczenia chleba, kończę przetwory (jeszcze 10 kg buraków na mnie czeka), staram się dużo czasu spędzać z młodym, więc robótkowy czas nadal za krótki - pozostało mi podziwiania na blogach jakie cudne rzeczy tworzycie i jak szybko wam to idzie :D

czwartek, 14 października 2010

Żyję ;)

Kochani,

chciałam bardzo podziękować za wszystkie pozytywne fluidy, zaciśnięte kciuki i serdeczne słowa tu i na mailu.

Taka pozytywna energia od życzliwie nastawionych osób to jest niesamowity energetyczny kop do przodu.

Zabieg młodego bez komplikacji, nie było żadnych kłopotów ze znieczuleniem, czego baliśmy się najbardziej, więc zabieg zaliczam do udanych. Mój kręgosłup też już w miarę odzyskuje pion, więc mam nadzieję że już będzie teraz bardziej z górki niż pod górkę.

Raz jeszcze wszystkim wam bez wyjątku pięknie dziękuję :)

A żeby było chociaż trochę robótkowo, to zapisałam się do zabawy świątecznej organizowanej przez Anię (Aploch) co i wam polecam :)



poniedziałek, 4 października 2010

Jak wspaniale spędzić sobotę

Patent na super sobotę?

200 km w jedną stronę i grono zakręconych pozytywnie maniaczek robótkowych :)

Jednym słowem, drugie spotkanie w Białymstoku zorganizowane przez Krzysię i Madziulę.

Było wspaniale - tyle pozytywnej energii zgromadzonej w jednym miejscu, tyle wspaniałych osób z dziełami rąk swoich. Wiele osób zapoznanych na poprzednim spotkaniu. No i te nowe, z Atą i Elisse na czele. Uściskanie Aty to była jedna z milszych niespodzianek tego dnia :)

Słów brakuje żeby opisać wszystkie emocje z tym dniem związane, ja w słowach nie jestem za dobra, odsyłam na blog u Aty i Melici, one to już pięknie uczyniły.

I miałam wstawić kilka zdjęć podebranych Ani, bo mój aparat dojechał do Białegostoku z baterią rozładowaną do zera :D

Ale jako że piszę ten post już od niedzieli, zdjęcia już na pewno widziałyście u Aploch, Naili, Jolinki no i piękna relacja u Aty - co ja się będę powtarzać :D

A jako że naoglądałam się hardangerowego obrusa Krzysi na żywo, to swój bieżnik prawie że już skończyłam, zostały mi cztery ażury i wycięcie brzegu dzierganego.

I jeszcze info dla Marty - daj znać kiedy bloga zakładamy :D

I najważniejsze - poproszę wszystkich zaglądających o trzymanie kciuków w dn. jutrzejszym - mój syn będzie miał zabieg operacyjny w znieczuleniu ogólnym - sam zabieg (usunięcie migdałów) groźny raczej nie jest, natomiast dla niego groźne jest samo znieczulenie - moc pozytywnych fluidów dla niego potrzebuję i o nie proszę.

wtorek, 28 września 2010

Table runner by Ruth Hanke - 6

Monotematycznie będzie, bo znowu o bieżniku :D

Wciągnął mnie znowu hardanger, więc krzyżyków nawet nie wyciągałam i ciągle bieżnik na topie.

Rzut ogólny:



I boczna część którą mam zrobioną połowicznie:



I małe detale:





No i na koniec o "przeciągniętych" krzyżach maltańskich.

Poprzednio moje krzyże maltańskie wyglądały tak:



A teraz wyglądają tak:



Co się zmieniło? Ano, kłania się umiejętność czytania ze zrozumieniem :D

Tak wygląda na schemacie sposób wykonania tego ściegu:



Ewidentnie widać, że krzyż robi się od prawej do lewej, zgodnie z biegiem wskazówek zegara. A ja co?? A oczywiście pod prąd, od lewej do prawej - i to chyba była przyczyna dla której z jednej było ciaśniej a z drugiej lżej, bo jak zaczęłam robić poprawnie, to w końcu jestem w miarę zadowolona :D

Co sądzicie?

Aha, i jeszcze o niciach - wyszywam na unifilu nićmi Petra ecru w grubości 5 i 8 - jest to zamiennik do oryginalnych perłówek, aczkolwiek dobrze mi się nimi wyszywało dopóki nie spróbowałam, jak się perłówkami wyszywa. I teraz tak mnie kusi żeby zacząć coś innego na oryginalnych niciach, że chyba dlatego tak mi wolno idzie wyszywanie - różnica jest w jakości tych nici, Petra się mechaci okrutnie. Aczkolwiek jest dużo tańsza, więc wybór wcale nie jest oczywisty :)

A ja się znowu naoglądałam Krzysiowego obrusa, i mnie skręca i nawet włożyłam tkaninę na niego do internetowego koszyka, po czym przeliczyłam funty na złotówki i czym prędzej zamknęłam tą stronę :(

niedziela, 19 września 2010

Table Runer by Ruth Hanke - 5

Okazuje się, że nie zapomniałam jak się igłę w ręku trzyma, aczkolwiek po tak długiej przerwie człowiek traci wprawę i trzeba się od nowa przystosowywać :)

Ah, jak przyjemnie było posiedzieć sobie na kanapie, z nogami owiniętymi kocem, pod ciepłym światłem lampy, i machać igłą i niczym się nie martwić poza tym, że ciągle mi krzyże maltańskie "przeciąga" na jedną stronę :D

Środek skończony :)









Może uda się do gwiazdki skończyć? :D

piątek, 10 września 2010

Candy nie z tego świata :)

Chodząc od bloga do bloga dziś rano, trafiłam na blog Home and Me prowadzony przez Imoen.

I własnym oczom nie wierząc do końca, przeczytałam że Imoen na rocznicę powstania bloga organizuje candy, w którym nagrodą jest maszyna do szycia - coś niesamowitego!!! Co prawda nigdy w życiu nic nie wygrałam, ale takiej okazji nie można przepuścić, trzeba dać losowi szansę :D

I w końcu mogłabym spróbować patchworków ...



Trzymajcie kciuki żeby się udało :)

A z robótkami jeszcze z tydzień będzie cisza, a potem mam nadzieje że w końcu znowu wezmę igłę do ręki - czy ja jeszcze pamiętam jak to się robi? :)

wtorek, 7 września 2010

Lubienie

Jakiś czas temu Dawid i Ania zaprosili mnie do zabawy w "Lubię". Trochę czasu minęło - bo po pierwsze remont, a po drugie ja jakoś nie mam serca do tego typu zabaw - od dawna to właśnie na mnie przerywały się wszystkie "łańcuszki" - może to właśnie jest przyczyna dla której nie wygrałam w totka ani nie wzbogaciłam się znacząco w żaden inny sposób ;)

Postanowiłam jednak napisać "co lubię" - sama jestem ciekawa co lubię :)

A więc (na przekór :) ) :

1. poranną kawę z mlekiem - koniecznie w ulubionym kubku, koniecznie przygotowaną przez mojego menża
2. zapach mojego syna - on o tym nie wie, ale jak już zaśnie to zawsze się do niego na chwilkę przytulam żeby poczuć ten jeden jedyny na świecie zapach dziecka
3. śnieżne poranki, kiedy ciepło w domu i nie ma potrzeby wychodzenia na zewnątrz
4. jesienny las i zapach ogniska
5. rozpoczynanie robótki ;) gromadzenie materiałów, czysta kanwa, nie zaczęte nici - no i pierwszy ścieg - jedyna chwila kiedy czuję się jak artysta a nie jak rzemieślnik :)
6. ta chwila po sprzątnięciu mieszkania, kiedy wszystko jest na swoim miejscu - nie lubię sprzątać, raczej jestem bałaganiarz, ale przychodzi taki dzień w życiu żółwia kiedy porządek musi zostać zaprowadzony, i ta chwila kiedy wszystko jest jeszcze na swoim miejscu jest cudowna
7. dobrą i grubą książkę, taką która wciąga aż tak bardzo, że o 3. nad ranem żal odkładać
8. podróżować tam gdzie mnie jeszcze nie było a potem wracać do domu i czuć, że dobrze mi tu gdzie jestem
9. święta Bożego Narodzenia, z tym wszystkim co poprzedza ich nadejście, z rozgardiaszem w kuchni, z pieczeniem pierników z moją siostrą i z młodym, z przygotowywaniem słodkich prezentów, z kolorowymi światełkami na naszym dachu, z oczekiwaniem na reakcję obdarowanych na widok prezentu - z całą tą magią świąt która mi od dzieciństwa została
10. internet ;) z jego zaletami i wadami - bo to straszny pochłaniacz czasu jest.

Hmmm, ciężko było wybrać - okazuje się że jest mnóstwo rzeczy które lubię, a powyższą listę poprawiałam już 5 razy, bo ciągle mi się przypomina coś co lubię bardziej :)

Niech już zostanie jak jest.

No i nie byłabym sobą gdybym ten łańcuszek przekazała dalej ;)

Więc jeśli ktoś ma ochotę na taką zabawę, to zapraszam wszystkich który chcą się chwilę zastanowić nad tym co lubią :)

poniedziałek, 6 września 2010

Krajobraz po bitwie :)

Co tu dużo gadać :)







wtorek, 31 sierpnia 2010

Opowieść z dreszczykiem …

… o tym jak cztery gracje monocanvę za małą wodą kupowały ;)

Jak wiecie, od pewnego czasu funkcjonuje blog Polski Needlepoint, na którym bawimy się w zabawę typu SAL wg wzoru publikowanego na stronie ANG Needlepoint.

Co za tym idzie, bakcyl needlepointa się rozprzestrzenił i zagarnia coraz to nowe terytoria.

Zebrało się nas cztery zarażone tymże robakiem - fuj, jak to brzydko brzmi :).

Zarażone bakcylem i zrażone wyszywaniem na unifilu (znaczy się ja) postanowiłyśmy zamówić w UK monocanvę. Deliberowałyśmy, wybierałyśmy, przeliczałyśmy funty na złotówki. W końcu żeśmy się zdecydowały i zamówienie poooooooszło. Po 5 dniach przeżyłam szok kulturowy, bo w skrzynce już było awizo że Pan Kurier już był, i uprzejmie informuje że jutro przyjedzie jeszcze raz, jako że nie zastał mnie w domu. No trudno żeby zastał jak przyjechał o 10 rano ;) Na całe szczęście Pan Kurier zostawił do siebie numer telefonu i okazał się przemiłą osoba nie przywiązaną ściśle do tego co ma w papierach napisane – dzięki temu w kolejnym dniu stałam się szczęśliwą posiadaczką naszej paczki. Najpierw się pozachwycałam ahhh, ohhh, ehhhh – a potem przystąpiłam do dzielenia. Głównie na kawałki 16x20 cala (jak by nie mogli w cm – tu ten stukający się w czółko).

Kanwa trafiła do dziewczyn, a mój kawałek do szafy czekając na swoją kolej.

Po paru tygodniach Magda zaczęła się „przybierać” do Nowej, i zaskoczyła mnie informacją że monocanvy jest za mało – nie dość że nie ma zapasu do napięcia na ramę, to jeszcze na sam obrazek nie wystarcza!!! Wprawiło mnie to w osłupienie i niedowierzanie, na skutek czego oddałam się skomplikowanym obliczeniom matematycznym.

W instrukcji jest napisane, że potrzeba materiału 16x20” – oczywiście nie sprawdziłam tego, przyjęłam że jak piszą materiału to już jest z zapasem. Teraz policzyłam i wydawać by się mogło że jest O.K, bo:

mamy
- 18 bloków po 12 nitek w poziomie = 216 nitek
- 22 bloki po 12 nitek w pionie = 264 nitki

tkanina jest 18 ct, czyli 18 nitek na cal - tak?
jeśli tak to:
216 nitek/18 = 12"
264 nitek/18 = 14,67"

Jeśli nie popełniłam błędu w liczeniu, to mamy po jednym boku zapas 4 cali (czyli ok. 10 cm, po 5 cm góra i dół) oraz troszkę ponad 5 cali drugi bok ( czyli 13,5 cm).

No ale co z tych wyliczeń jak fizycznie brakuje?? Zapanowała trójstronna konsternacja. W końcu Anię olśniło i …….. policzyła ilość nitek na cm. I co? No co??? Ano 14 ct zamiast 18 ct – pomyłka jak wół. Tylko teraz pytanie - kto się pomylił? Zamawiający czy sklep. No i niestety okazało się, że pomyłka nastąpiła przy zamawianiu – ręka się „omskła” o jeden wiersz, i zamówiła nie to co trzeba (zła ręka, zła :) )

Soo, trzeba było zamówić jeszcze raz – wszak za błędy się płaci, a monocanvy jak nie było tak nie ma :D

Sprawdzanie zamówienia trwało dwa dni, żeby mieć milion pięćset procent pewności że tym razem człowiek się nie pomyli – bo takie pomyłki bolą, oj bolą :D

Znowu zostałam zaskoczona szybkością przesyłki, rozpakowałam zerknęłam na etykietę – 18 ct, uff wszystko się zgadza, niech leży bo nie mam czasu.

Po paru dniach, nie chcąc wstrzymywać Ani prac nad rozpoczęciem Nowej, pewnego wieczora uzbrojona w nożyczki zasiadłam do dzielenia.

Jakieś te dziury w tej monocanvie wielkie.

Hmmmmm.

Przyniosłam centymetr.



Hmmmm.

Policzyłam jeszcze z dziesięć razy.

Hmmmmmmmmmmmm.

Późna godzina i zmęczenie intensywnym dniem chyba dały się we znaki bo procesy myślowe jakoś z opóźnieniem zachodziły.

Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.

Poszłam do szafy po monocanvę z poprzedniego zamówienia, kiedy to zamiast 18 ct. zamówiłyśmy 14 ct.



Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.

Obejrzałam fakturę dołączoną do zamówienia i jeszcze raz etykietę z materiału dla pewności.





Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.

No i co oni mi waszym zdaniem przysłali? :D

Paczka zwrotna poleciała wczoraj do UK, niestety na mój koszt jak na razie.

Ciekawa jestem co mi przyślą za trzecim razem :D


A o brzoskwiniach będzie jutro, bo internet działa jak chce i więcej go nie ma jak jest :(

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Na pohybel...

... remontowi :D

Musiałam się oderwać bo mi psychika siadała :D

Więc zamknęłam sobie trochę lata w słoiki - co prawda droga to przyjemność w tym roku, jak się nie ma własnego/zaprzyjaźnionego sadu i warzywnika, ale na troszkę się skusiłam.

Moja spiżarka powiększyła się o:
- brzoskwinie w syropie waniliowym



- ogórki z papryką i cebulą



- ogórki w zalewie musztardowej
- ogórki konserwowe
- cukinia w zalewie słodko-kwaśnej

A tu mój nieoceniony pomocnik towarzyszący mi na każdym właściwie etapie prac :D



I polecam wam pasteryzację w piekarniku - jeśli robicie przetwory a nie próbowaliście pasteryzacji w piekarniku, to bardzo bardzo bardzo wam polecam :)

W temacie remontu - sypialnia i łazienka już, zostało najgorsze czyli kuchnia i pokój jadalniano-salonowy które stanowią jeden prawie 50 metrowy organizm ;)

Jest szansa, że za jakieś dwa tygodnie odzyskam swoje życie :)

środa, 25 sierpnia 2010

Table Runer by Ruth Hanke - 4

Bieżnika przybywa, chociaż dzieje się to wolniej niż bym sobie tego życzyła ;) Zbyt dużo innych rzeczy mnie rozprasza, zbyt dużo czasu spędzam w necie i na blogach. Do tego wzięłam się za długo odkładany remont (malowanie) jednocześnie nie wyprowadzając się z domu, co się koszmarem logistycznym i porządkowym okazało i zahaczam o skraj histerii :)

Aczkolwiek co nas nie zabije to nas wzmocni, co nie?:)

Pewnego dnia, po dziesięciu godzinach pracy, około trzech godzinach odkurzania i przenoszenia książek oraz ponad półgodzinnej walce z młodym żeby posprzątał zabawki przed spaniem, postanowiłam się zrelaksować przy robótkach nie zważając na późną mocno godzinę.

I co? I trzeba było lepiej iść spać zanim sięgnęłam po bieżnik.

I teraz zagadka - czego na tym zdjęciu nie powinno być? (na niedokończone krzyże maltańskie nie patrzymy ;)





A jak już się dopatrzyliście, to teraz fotostory jak się coś takiego naprawia ;)

Na początku jest cięcie - i to w miejscu w którym nie powinno go być ;)





A potem wyciąga się z tkaniny jedną nitkę, blokuje się od tyłu robótki i przewleka się góra/dół imitując splot tkaniny. Należy pamiętać, żeby prowadzić nić idealnie w linii brakujących nitek - na poniższym zdjęciu specjalnie jest zrobione źle i strzałkami podkreśliłam miejsca, w których nić została nierówno przeciągnięta od tyłu do przodu, przez co nie wyszła idealnie w tym miejscu, w którym powinna.



Ot i cała filozofia. Prawda że proste? Aczkolwiek powiem wam że wzrosło mi ciśnienie jak już po pięciu minutach gapienia się bez zrozumienia uświadomiłam sobie co zrobiłam :D