Też tak macie że jak się robi ciepło to robótki jakoś same z siebie lądują w szufladzie?? No bo przecież jak do wypełnionego prawie po brzegi dnia dodamy spacery, jazdę na rowerze, pracę w ogrodzie, wylegiwanie się na leżaku, grille z przyjaciółmi i rodziną - to kiedy robótkować???
Ja poświęciłam parę godzin w okolicach północy i na kalendarzu zagościły kolejne dwie postacie :)
Kubuś bez backstitchy:
I z backstitchami - te obrazki są malutkie, i prawie od razu widać jak dodanie konturów zmienia cały wygląd - szczególnie przy takich dzięcięcych wzorach to widać i nie można nie docenić backstitchy - bez nich w tym przypadku byłoby zdecydowanie gorzej.
Jest jeszcze tygrys, ale tu już mam tylko zdjęcie gotowego.
I na koniec całość w postaci zaledwie czterech - a plan był że jeden na tydzień wyszyję ;)
Przy tym czwartym z kolei, złapałam w końcu "dryg" przy backstitchach i po raz pierwszy jestem z nich prawie zadowolona. Przy 12-stym dojdę do perfekcji ;)
Hardanger, krzyżyki, frywolitki, szydełko, stitching cards i wiele wiele innych.... z braku czasu i zamiłowania do robótek...
poniedziałek, 28 czerwca 2010
środa, 23 czerwca 2010
W roli muchomora ...
.. mój młody w przedstawieniu na zakończenie roku w trzylatkach.
Zakończenie odbyło się już w zeszłym tygodniu, 14 czerwca, mimo że do końca czerwca dzieci jeszcze chodzą do przedszkola.
Jestem spuchnięta z dumy matka ;)
Tutaj już sobie zdążył rozmazać wszystko po twarzy i jakiś smutny był (występował w centrum grupy dzieci które latały dookoła niego). Na moje pytanie dlaczego był taki smutny odpowiedział radośnie że "tak mi się jakoś zesmutniało" :)
A tu już ze swoim najlepszym kolegą, Maćkiem, który w przedstawieniu grał króla.
Co do robótek, to wczoraj po dwóch tygodniach nic nie robienia wyciągnęłam z szuflady bieżnik hardangerowy, więc jest szansa że pod koniec tygodnia coś się robótkowego pojawi ;)
Zakończenie odbyło się już w zeszłym tygodniu, 14 czerwca, mimo że do końca czerwca dzieci jeszcze chodzą do przedszkola.
Jestem spuchnięta z dumy matka ;)
Tutaj już sobie zdążył rozmazać wszystko po twarzy i jakiś smutny był (występował w centrum grupy dzieci które latały dookoła niego). Na moje pytanie dlaczego był taki smutny odpowiedział radośnie że "tak mi się jakoś zesmutniało" :)
A tu już ze swoim najlepszym kolegą, Maćkiem, który w przedstawieniu grał króla.
Co do robótek, to wczoraj po dwóch tygodniach nic nie robienia wyciągnęłam z szuflady bieżnik hardangerowy, więc jest szansa że pod koniec tygodnia coś się robótkowego pojawi ;)
wtorek, 22 czerwca 2010
XVIII Jarmark na Jana w Białymstoku
W miniony weekend udało nam się odwiedzić piękne miasto Białystok.
Głównym celem było spotkanie z Madziulą, Krzysią i Bastą, a przy okazji odwiedziny u szwagra oraz obecność na jarmarku rękodzieła.
Spotkanie z białostockimi dziewczynami było zdecydowanie za krótkie !!! Nie wiem jak to się dzieje, że mimo że spędziłyśmy z Magdą cały dzień, to mogłybyśmy jeszcze długo gadać :) Mam nadzieję na następne spotkanie po wakacjach ;)
A w niedzielę przed Ratuszem, na Rynku Kościuszki w Białymstoku odbył się po raz osiemnasty Jarmark na Jana. Jarmark jest kontynuacją tradycji, którą w 1749 rozpoczął hetman Jan Klemens Branicki po otrzymaniu prawa organizacji jarmarków i targów, które przywilejem nadał miastu król August III Sas.
Na Jarmarku było ponad 150 wystawców z Podlasia, Kurpi, Litwy i Białorusi.
Poruszanie się po takiej imprezie ze znudzonym widokami dzieckiem jest lekko męczące, ale mimo wszystko udało się kilka fotek w tzw. międzyczasie zrobić ;)
Można było kupić kołowrotek, grabie, sita i wiele innych przedmiotów wykonanych z drewna:
"Kielich" tego świecznika też jest wykonany z drewna, z cieniutkich płatów.
A to stało obok ;)
Było kilka stoisk z kartkami i "drobiazgami" krzyżykowymi
I całkiem sporo szydełkowych różności. To w naturalnym kolorze wiszące na poniższym zdjęciu z prawej strony leży obecnie na moim stole ;)
A tutaj piękny haft richelieu wykonany ....
... na maszynie ;)
Były łowickie stroje, hafty i wycinanki
Można było sobie wybić monetę :)
Były filcowane korale:
Tkane dywany:
Wyroby ceramiczne:
To też ceramika - i pytanie za 100 punktów - ile takie jajo kosztuje?? Dodam że ma wielkość strusiego jaja.
Jeszcze piękna rzeźba w drewnie - wygląda jak misterna koronka, prawda?
I drewniane malunki:
Było też sporo stoisk z chlebami (kupiliśmy pyszne razowe chleby pieczone na liściach chrzanu, z miodem i różnymi ziarnami), z serami korycińskimi i wędlinami domowymi, niestety ze zdjęciami krucho, bo przy każdym stoisku ludzie się pchali jak w supermarkecie przed niedzielą wolną od handlu ;)
Tu ser koryciński w różnych odmianach - kupiliśmy ten z lubczykiem, przepyszny jest!!!
A tu mis pilnujący stoiska z miodem :
A tu już padnięty młody który odmówił współpracy w temacie dalszego chodzenia, więc musicie mi uwierzyć na słowo że to co tu pokazuję to zaledwie jakaś 1/4 całości ;)
Głównym celem było spotkanie z Madziulą, Krzysią i Bastą, a przy okazji odwiedziny u szwagra oraz obecność na jarmarku rękodzieła.
Spotkanie z białostockimi dziewczynami było zdecydowanie za krótkie !!! Nie wiem jak to się dzieje, że mimo że spędziłyśmy z Magdą cały dzień, to mogłybyśmy jeszcze długo gadać :) Mam nadzieję na następne spotkanie po wakacjach ;)
A w niedzielę przed Ratuszem, na Rynku Kościuszki w Białymstoku odbył się po raz osiemnasty Jarmark na Jana. Jarmark jest kontynuacją tradycji, którą w 1749 rozpoczął hetman Jan Klemens Branicki po otrzymaniu prawa organizacji jarmarków i targów, które przywilejem nadał miastu król August III Sas.
Na Jarmarku było ponad 150 wystawców z Podlasia, Kurpi, Litwy i Białorusi.
Poruszanie się po takiej imprezie ze znudzonym widokami dzieckiem jest lekko męczące, ale mimo wszystko udało się kilka fotek w tzw. międzyczasie zrobić ;)
Można było kupić kołowrotek, grabie, sita i wiele innych przedmiotów wykonanych z drewna:
"Kielich" tego świecznika też jest wykonany z drewna, z cieniutkich płatów.
A to stało obok ;)
Było kilka stoisk z kartkami i "drobiazgami" krzyżykowymi
I całkiem sporo szydełkowych różności. To w naturalnym kolorze wiszące na poniższym zdjęciu z prawej strony leży obecnie na moim stole ;)
A tutaj piękny haft richelieu wykonany ....
... na maszynie ;)
Były łowickie stroje, hafty i wycinanki
Można było sobie wybić monetę :)
Były filcowane korale:
Tkane dywany:
Wyroby ceramiczne:
To też ceramika - i pytanie za 100 punktów - ile takie jajo kosztuje?? Dodam że ma wielkość strusiego jaja.
Jeszcze piękna rzeźba w drewnie - wygląda jak misterna koronka, prawda?
I drewniane malunki:
Było też sporo stoisk z chlebami (kupiliśmy pyszne razowe chleby pieczone na liściach chrzanu, z miodem i różnymi ziarnami), z serami korycińskimi i wędlinami domowymi, niestety ze zdjęciami krucho, bo przy każdym stoisku ludzie się pchali jak w supermarkecie przed niedzielą wolną od handlu ;)
Tu ser koryciński w różnych odmianach - kupiliśmy ten z lubczykiem, przepyszny jest!!!
A tu mis pilnujący stoiska z miodem :
A tu już padnięty młody który odmówił współpracy w temacie dalszego chodzenia, więc musicie mi uwierzyć na słowo że to co tu pokazuję to zaledwie jakaś 1/4 całości ;)
poniedziałek, 14 czerwca 2010
Misaki (2)
piątek, 11 czerwca 2010
Wycieczkowe wietrzenie
Przyszłam przewietrzyć :D jakoś mi ten blog powoli pajęczyną zarasta ;) A dziś piękny słoneczny dzień, w sam raz na na porządki.
Z długim weekendem było związanych mnóstwo planów ale głównie spotkaniowo-wyjazdowych. Plany zostały zrealizowane, efektem czego było nie dotknięcie żadnej robótki przez 5 dni. A potem z jednej strony mnie ciągnie, z drugiej odrzuca, więc na razie efekt zerowy, bo obie siły działają z tą samą mocą.
W Misaki dołożyłam trochę kolorów, bo wyszyte mam 2/3 parasola. Zdjęcia oczywiście nie ma, bo lenistwo wrodzone jest bardzo silnie zakorzenione i nie chce mi się wstać rano pięć minut wcześniej żeby zdjęcia porobić ;) Za to przyznam się że mam falę ogromnego zniechęcenia, bo te ćwierćkrzyżyki pokręcone mnie męczą ogromnie a co gorsze - nie podoba mi się efekt pracy. Bo tam jest tak, że jeden znaczek to jest trzy nitki muliny, a drugi znaczek to dwie nitki muliny, oczywiście oba w tym samym kolorze. I o ile dwoma to jeszcze jakoś znośnie wychodzi, o tyle trzy to już się robi zbita masa i masakrycznie to wygląda. Patrząc z odległości wyciągniętej ręki jest trochę lepiej, ale ja to ciągle mam pod samym nosem jak wyszywam, i mi się nie podoba.
Może w weekend mi się uda zmobilizować, to pokażę jak to wygląda.
Skoro nie mam nic do pokazania w temacie robótek, to pokażę w dziedzinie oswajania dzikiego zwierza :D
Były też latające:
Jamochłony ślimakowe:
Wielkie jak samolot gałązkożerne:
Gryzące sąsiada:
Latająco-pływające:
Z chrapką na Młodego:
Pierzasto-szablaste:
No i młode pokolenie:
Niektóre dawały się ujeżdżać:
I jeszcze z innej beczki ale też w temacie zwierza :
Z długim weekendem było związanych mnóstwo planów ale głównie spotkaniowo-wyjazdowych. Plany zostały zrealizowane, efektem czego było nie dotknięcie żadnej robótki przez 5 dni. A potem z jednej strony mnie ciągnie, z drugiej odrzuca, więc na razie efekt zerowy, bo obie siły działają z tą samą mocą.
W Misaki dołożyłam trochę kolorów, bo wyszyte mam 2/3 parasola. Zdjęcia oczywiście nie ma, bo lenistwo wrodzone jest bardzo silnie zakorzenione i nie chce mi się wstać rano pięć minut wcześniej żeby zdjęcia porobić ;) Za to przyznam się że mam falę ogromnego zniechęcenia, bo te ćwierćkrzyżyki pokręcone mnie męczą ogromnie a co gorsze - nie podoba mi się efekt pracy. Bo tam jest tak, że jeden znaczek to jest trzy nitki muliny, a drugi znaczek to dwie nitki muliny, oczywiście oba w tym samym kolorze. I o ile dwoma to jeszcze jakoś znośnie wychodzi, o tyle trzy to już się robi zbita masa i masakrycznie to wygląda. Patrząc z odległości wyciągniętej ręki jest trochę lepiej, ale ja to ciągle mam pod samym nosem jak wyszywam, i mi się nie podoba.
Może w weekend mi się uda zmobilizować, to pokażę jak to wygląda.
Skoro nie mam nic do pokazania w temacie robótek, to pokażę w dziedzinie oswajania dzikiego zwierza :D
Były też latające:
Jamochłony ślimakowe:
Wielkie jak samolot gałązkożerne:
Gryzące sąsiada:
Latająco-pływające:
Z chrapką na Młodego:
Pierzasto-szablaste:
No i młode pokolenie:
Niektóre dawały się ujeżdżać:
I jeszcze z innej beczki ale też w temacie zwierza :
Subskrybuj:
Posty (Atom)