poniedziałek, 16 maja 2011

Ogrodowo

Z pewną dozą nieśmiałości (wziąwszy pod uwagę zeszłotygodniową awarię bloggera) prezentuję wam moje zajęcie weekendowe - właściwie to sobotnie tylko, niedziela nam minęła pod znakiem deszczu - ale to akurat dobrze, może się roślinki przyjmą :)

Drenaż kieszeni w ogrodniczym :D



Zdjęcie specjalnie dla Ani (Aploch) - kochana, są cisy fastigiata aurea !!!



Od początku (czyli od 3 lat) wiadomo było że te cisy tam będą - ale okazało się że ta odmiana - piękna, z przyrostami igieł w żółtym kolorze - jest trudna do kupienia. I co bardziej odrośnięte od ziemi okazy to kosztują majątek, a te na które mnie stać to kurdupelki po 10 cm. No i tak się przybierałam do tych cisów jak do jeża. A Ania co roku mi słusznie wytykała że jak bym je posadziła te 3 lata temu to już by miały ok. pół metra pewnie. No, ale w końcu są, malutkie to malutkie, ale za trzy lata będą większe :D

Posadziłam też ostrokrzew, a właściwie ostrokrzewy bo są dwa :)



Posadzona w zeszłym roku z malutkiej sadzonki która ledwie przetrwała podróż kurierem (zraziłam się wtedy do zakupów roślin na allegro) obiela jednak zakwitła :)



Świerk białobok też się "ruszył" z miejsca w tym roku :)



A tu nie mam pojęcia co :) Skleroza, zanik pamięci, demencja starcza - a może wszystko na raz :D Kto mi powie co to?:)



I moje dziecię w tym niewiadomocoto :)



Azalie mi zakwitły w doniczkach - mam nadzieję że przesadzenie do gruntu im krzywdy nie zrobiło.



I moje dziecię w tychże :)



A potem to już trudno było zrobić zdjęcie roślinom do których młody się nie pchał :)

Tu dopiero co posadzone jałowce:



I hortensje - w zeszłym roku pięknie kwitły, mam nadzieję że im majówkowy śnieg nie zaszkodził i w tym roku też się obsypią pięknie na biało - a jak będzie, to się zobaczy:



To nie wszystko co posadziliśmy w sobotę (mój monż dzielnie kopał dołki gdzie mu kazałam :D ) ale bateria siadła więc już wam oszczędzę dalszych widoków mojego marnego ogródka :D

Robótkowo bryndza, dziubię po kwadraciku Novą (już mam 40-ści!!! ) i prezentowy hardanger, i nie mogę się doczekać kiedy monż znajdzie chwilę na próbę reanimacji maszyny - mam nadzieję że to nastąpi szybciej niż później :)

środa, 4 maja 2011

Wczorajsze "szycie"

Wczorajszy dzień był bossssski - żeby nie było, u mnie też śnieg jak i u was, wiśnię i hortensje prawdopodobnie trafił jasny szlag, no ale nie o tym miało być :D

Patrzcie co "prawie uszyłam" wczoraj :)








Nie patrzcie na niepoobcinane nitki - tak się spieszyłam żeby zrobić zdjęcie że o nich zapomniałam :)

Prawie uszyłam, bo całość nie jest wykonana samodzielnie.

Po raz pierwszy siedziałam przy maszynie (nieswojej, ale to szczegół już :)
Po raz pierwszy używałam maty, linijki do patchworków i noża rotacyjnego.
Po raz pierwszy zszyłam razem dwa kawałki materiału.
Po raz pierwszy prawie coś uszyłam.

A to wszystko dzięki Szpilce za co jestem jej przeogromnie wdzięczna :))

A teraz muszę wyciągnąć starą maszynę walizkową mojej mamy spod zwałów strychowych potrzebników* i spróbuję taką torbę uszyć sama. A potem może jakaś mała forma patchworkowa?? Już się nie mogę doczekać ;)

* strychowe potrzebniki, to w naszej domowej nomenklaturze rzeczy wszelakie które aczkolwiek niepotrzebne to nigdy nic nie wiadomo i zawsze się mogą przydać :D