… o tym jak cztery gracje monocanvę za małą wodą kupowały ;)
Jak wiecie, od pewnego czasu funkcjonuje blog Polski Needlepoint, na którym bawimy się w zabawę typu SAL wg wzoru publikowanego na stronie ANG Needlepoint.
Co za tym idzie, bakcyl needlepointa się rozprzestrzenił i zagarnia coraz to nowe terytoria.
Zebrało się nas cztery zarażone tymże robakiem - fuj, jak to brzydko brzmi :).
Zarażone bakcylem i zrażone wyszywaniem na unifilu (znaczy się ja) postanowiłyśmy zamówić w UK monocanvę. Deliberowałyśmy, wybierałyśmy, przeliczałyśmy funty na złotówki. W końcu żeśmy się zdecydowały i zamówienie poooooooszło. Po 5 dniach przeżyłam szok kulturowy, bo w skrzynce już było awizo że Pan Kurier już był, i uprzejmie informuje że jutro przyjedzie jeszcze raz, jako że nie zastał mnie w domu. No trudno żeby zastał jak przyjechał o 10 rano ;) Na całe szczęście Pan Kurier zostawił do siebie numer telefonu i okazał się przemiłą osoba nie przywiązaną ściśle do tego co ma w papierach napisane – dzięki temu w kolejnym dniu stałam się szczęśliwą posiadaczką naszej paczki. Najpierw się pozachwycałam ahhh, ohhh, ehhhh – a potem przystąpiłam do dzielenia. Głównie na kawałki 16x20 cala (jak by nie mogli w cm – tu ten stukający się w czółko).
Kanwa trafiła do dziewczyn, a mój kawałek do szafy czekając na swoją kolej.
Po paru tygodniach Magda zaczęła się „przybierać” do Nowej, i zaskoczyła mnie informacją że monocanvy jest za mało – nie dość że nie ma zapasu do napięcia na ramę, to jeszcze na sam obrazek nie wystarcza!!! Wprawiło mnie to w osłupienie i niedowierzanie, na skutek czego oddałam się skomplikowanym obliczeniom matematycznym.
W instrukcji jest napisane, że potrzeba materiału 16x20” – oczywiście nie sprawdziłam tego, przyjęłam że jak piszą materiału to już jest z zapasem. Teraz policzyłam i wydawać by się mogło że jest O.K, bo:
mamy
- 18 bloków po 12 nitek w poziomie = 216 nitek
- 22 bloki po 12 nitek w pionie = 264 nitki
tkanina jest 18 ct, czyli 18 nitek na cal - tak?
jeśli tak to:
216 nitek/18 = 12"
264 nitek/18 = 14,67"
Jeśli nie popełniłam błędu w liczeniu, to mamy po jednym boku zapas 4 cali (czyli ok. 10 cm, po 5 cm góra i dół) oraz troszkę ponad 5 cali drugi bok ( czyli 13,5 cm).
No ale co z tych wyliczeń jak fizycznie brakuje?? Zapanowała trójstronna konsternacja. W końcu Anię olśniło i …….. policzyła ilość nitek na cm. I co? No co??? Ano 14 ct zamiast 18 ct – pomyłka jak wół. Tylko teraz pytanie - kto się pomylił? Zamawiający czy sklep. No i niestety okazało się, że pomyłka nastąpiła przy zamawianiu – ręka się „omskła” o jeden wiersz, i zamówiła nie to co trzeba (zła ręka, zła :) )
Soo, trzeba było zamówić jeszcze raz – wszak za błędy się płaci, a monocanvy jak nie było tak nie ma :D
Sprawdzanie zamówienia trwało dwa dni, żeby mieć milion pięćset procent pewności że tym razem człowiek się nie pomyli – bo takie pomyłki bolą, oj bolą :D
Znowu zostałam zaskoczona szybkością przesyłki, rozpakowałam zerknęłam na etykietę – 18 ct, uff wszystko się zgadza, niech leży bo nie mam czasu.
Po paru dniach, nie chcąc wstrzymywać Ani prac nad rozpoczęciem Nowej, pewnego wieczora uzbrojona w nożyczki zasiadłam do dzielenia.
Jakieś te dziury w tej monocanvie wielkie.
Hmmmmm.
Przyniosłam centymetr.
Hmmmm.
Policzyłam jeszcze z dziesięć razy.
Hmmmmmmmmmmmm.
Późna godzina i zmęczenie intensywnym dniem chyba dały się we znaki bo procesy myślowe jakoś z opóźnieniem zachodziły.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.
Poszłam do szafy po monocanvę z poprzedniego zamówienia, kiedy to zamiast 18 ct. zamówiłyśmy 14 ct.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.
Obejrzałam fakturę dołączoną do zamówienia i jeszcze raz etykietę z materiału dla pewności.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm.
No i co oni mi waszym zdaniem przysłali? :D
Paczka zwrotna poleciała wczoraj do UK, niestety na mój koszt jak na razie.
Ciekawa jestem co mi przyślą za trzecim razem :D
A o brzoskwiniach będzie jutro, bo internet działa jak chce i więcej go nie ma jak jest :(
Hardanger, krzyżyki, frywolitki, szydełko, stitching cards i wiele wiele innych.... z braku czasu i zamiłowania do robótek...
wtorek, 31 sierpnia 2010
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Na pohybel...
... remontowi :D
Musiałam się oderwać bo mi psychika siadała :D
Więc zamknęłam sobie trochę lata w słoiki - co prawda droga to przyjemność w tym roku, jak się nie ma własnego/zaprzyjaźnionego sadu i warzywnika, ale na troszkę się skusiłam.
Moja spiżarka powiększyła się o:
- brzoskwinie w syropie waniliowym
- ogórki z papryką i cebulą
- ogórki w zalewie musztardowej
- ogórki konserwowe
- cukinia w zalewie słodko-kwaśnej
A tu mój nieoceniony pomocnik towarzyszący mi na każdym właściwie etapie prac :D
I polecam wam pasteryzację w piekarniku - jeśli robicie przetwory a nie próbowaliście pasteryzacji w piekarniku, to bardzo bardzo bardzo wam polecam :)
W temacie remontu - sypialnia i łazienka już, zostało najgorsze czyli kuchnia i pokój jadalniano-salonowy które stanowią jeden prawie 50 metrowy organizm ;)
Jest szansa, że za jakieś dwa tygodnie odzyskam swoje życie :)
Musiałam się oderwać bo mi psychika siadała :D
Więc zamknęłam sobie trochę lata w słoiki - co prawda droga to przyjemność w tym roku, jak się nie ma własnego/zaprzyjaźnionego sadu i warzywnika, ale na troszkę się skusiłam.
Moja spiżarka powiększyła się o:
- brzoskwinie w syropie waniliowym
- ogórki z papryką i cebulą
- ogórki w zalewie musztardowej
- ogórki konserwowe
- cukinia w zalewie słodko-kwaśnej
A tu mój nieoceniony pomocnik towarzyszący mi na każdym właściwie etapie prac :D
I polecam wam pasteryzację w piekarniku - jeśli robicie przetwory a nie próbowaliście pasteryzacji w piekarniku, to bardzo bardzo bardzo wam polecam :)
W temacie remontu - sypialnia i łazienka już, zostało najgorsze czyli kuchnia i pokój jadalniano-salonowy które stanowią jeden prawie 50 metrowy organizm ;)
Jest szansa, że za jakieś dwa tygodnie odzyskam swoje życie :)
środa, 25 sierpnia 2010
Table Runer by Ruth Hanke - 4
Bieżnika przybywa, chociaż dzieje się to wolniej niż bym sobie tego życzyła ;) Zbyt dużo innych rzeczy mnie rozprasza, zbyt dużo czasu spędzam w necie i na blogach. Do tego wzięłam się za długo odkładany remont (malowanie) jednocześnie nie wyprowadzając się z domu, co się koszmarem logistycznym i porządkowym okazało i zahaczam o skraj histerii :)
Aczkolwiek co nas nie zabije to nas wzmocni, co nie?:)
Pewnego dnia, po dziesięciu godzinach pracy, około trzech godzinach odkurzania i przenoszenia książek oraz ponad półgodzinnej walce z młodym żeby posprzątał zabawki przed spaniem, postanowiłam się zrelaksować przy robótkach nie zważając na późną mocno godzinę.
I co? I trzeba było lepiej iść spać zanim sięgnęłam po bieżnik.
I teraz zagadka - czego na tym zdjęciu nie powinno być? (na niedokończone krzyże maltańskie nie patrzymy ;)
A jak już się dopatrzyliście, to teraz fotostory jak się coś takiego naprawia ;)
Na początku jest cięcie - i to w miejscu w którym nie powinno go być ;)
A potem wyciąga się z tkaniny jedną nitkę, blokuje się od tyłu robótki i przewleka się góra/dół imitując splot tkaniny. Należy pamiętać, żeby prowadzić nić idealnie w linii brakujących nitek - na poniższym zdjęciu specjalnie jest zrobione źle i strzałkami podkreśliłam miejsca, w których nić została nierówno przeciągnięta od tyłu do przodu, przez co nie wyszła idealnie w tym miejscu, w którym powinna.
Ot i cała filozofia. Prawda że proste? Aczkolwiek powiem wam że wzrosło mi ciśnienie jak już po pięciu minutach gapienia się bez zrozumienia uświadomiłam sobie co zrobiłam :D
Aczkolwiek co nas nie zabije to nas wzmocni, co nie?:)
Pewnego dnia, po dziesięciu godzinach pracy, około trzech godzinach odkurzania i przenoszenia książek oraz ponad półgodzinnej walce z młodym żeby posprzątał zabawki przed spaniem, postanowiłam się zrelaksować przy robótkach nie zważając na późną mocno godzinę.
I co? I trzeba było lepiej iść spać zanim sięgnęłam po bieżnik.
I teraz zagadka - czego na tym zdjęciu nie powinno być? (na niedokończone krzyże maltańskie nie patrzymy ;)
A jak już się dopatrzyliście, to teraz fotostory jak się coś takiego naprawia ;)
Na początku jest cięcie - i to w miejscu w którym nie powinno go być ;)
A potem wyciąga się z tkaniny jedną nitkę, blokuje się od tyłu robótki i przewleka się góra/dół imitując splot tkaniny. Należy pamiętać, żeby prowadzić nić idealnie w linii brakujących nitek - na poniższym zdjęciu specjalnie jest zrobione źle i strzałkami podkreśliłam miejsca, w których nić została nierówno przeciągnięta od tyłu do przodu, przez co nie wyszła idealnie w tym miejscu, w którym powinna.
Ot i cała filozofia. Prawda że proste? Aczkolwiek powiem wam że wzrosło mi ciśnienie jak już po pięciu minutach gapienia się bez zrozumienia uświadomiłam sobie co zrobiłam :D
środa, 18 sierpnia 2010
Robótkowe spotkania
Chyba każda z osób robótkujących i udzielających się w sieci spotkała się w realu z osobami poznanymi przez internet i mającymi te same pasje. Tych znajomości mamy mniej albo i więcej, ale są i często przeradzają się w prawdziwą zażyłość i przyjaźń.
Jakiś czas temu przy okazji wspólnych "bzików" poznałam Madziulę i Aploch - od pierwszego spotkania minęło już trochę czasu a znajomość trwa i ma się dobrze :) Do tego stopnia, że Ania zaprosiła nas na weekend do swojego raju na ziemi. Dołączyła do nas Naila i spędziłyśmy weekend gadając o wszystkim nie tylko o robótkach, spacerując, kąpiąc się w jeziorze, prowadząc nocne polaków rozmowy. Aha, no i robótkując :)
A Magda zaraziła mnie hexagonami i nie wiem teraz w co ręce włożyć :)
Prawda że pięknie tam?
Nawet przedzieranie się przez błoto w drodze nad jezioro miało swój urok :D
A tu już piękny dom Ani i żeńska część weekendowiczów :D
Autorem wszystkich pokazanych wyżej zdjęć jest Madziula (albo Madziulowy aparat :D ) bo mój, jak wiele innych rzeczy przygotowanych na ten weekend został w domu, potwierdzając doniesienia o mojej postępującej sklerozie :)
A jak wasze znajomości "robótkowe?:)
Jakiś czas temu przy okazji wspólnych "bzików" poznałam Madziulę i Aploch - od pierwszego spotkania minęło już trochę czasu a znajomość trwa i ma się dobrze :) Do tego stopnia, że Ania zaprosiła nas na weekend do swojego raju na ziemi. Dołączyła do nas Naila i spędziłyśmy weekend gadając o wszystkim nie tylko o robótkach, spacerując, kąpiąc się w jeziorze, prowadząc nocne polaków rozmowy. Aha, no i robótkując :)
A Magda zaraziła mnie hexagonami i nie wiem teraz w co ręce włożyć :)
Prawda że pięknie tam?
Nawet przedzieranie się przez błoto w drodze nad jezioro miało swój urok :D
A tu już piękny dom Ani i żeńska część weekendowiczów :D
Autorem wszystkich pokazanych wyżej zdjęć jest Madziula (albo Madziulowy aparat :D ) bo mój, jak wiele innych rzeczy przygotowanych na ten weekend został w domu, potwierdzając doniesienia o mojej postępującej sklerozie :)
A jak wasze znajomości "robótkowe?:)
piątek, 13 sierpnia 2010
Zbiorczo i tajemniczo :)
Urlop mi się tak przedłużył, że mi na blogu pajęczynami pozarastało :)
Najpierw przez dwa tygodnie się odzwyczajałam od komputera i od netu, a jak mi się już udało odzwyczaić, to trzeba było wracać do pracy. Ale to nie znaczy że łatwo było się pozbyć wakacyjnych przyzwyczajeń - lenistwo komputerowe trwało :)
Robótkowo też leniwie, udało mi się zmobilizować do machnięcia jednorazowo lipca i sierpnia w naszej zabawie neeledpointowej, i na chwilę obecną moja Mistery (Tajemnica) wygląda tak:
Urlop zaliczam do baaaardzo udanych, głównie ze względu na temperaturę nad naszym morzem przekraczającą 30 st. przez 6 z 7 dni tam spędzonych. Lepszej średniej nie można było sobie życzyć.
Młody z wodą był za pan brat, ulubioną rozrywką było chwycenie kółka pod pachy i skakanie do basenu z pełnego rozpędu :) Drugą ulubioną rozrywką było moczenie się w polskim morzu.
Kalendarza z Kubusiem przybyło, i spędziłam fajny robótkowy weekend z trzeba zakręconymi maniaczkami robótkowania, ale o tym następnym razem bo dziś jest tak gorąco, że jeszcze trochę i mózg mi się zlasuje - taką temperaturę to ja przyswajam tylko zanurzona w morzu po szyję ;)
Najpierw przez dwa tygodnie się odzwyczajałam od komputera i od netu, a jak mi się już udało odzwyczaić, to trzeba było wracać do pracy. Ale to nie znaczy że łatwo było się pozbyć wakacyjnych przyzwyczajeń - lenistwo komputerowe trwało :)
Robótkowo też leniwie, udało mi się zmobilizować do machnięcia jednorazowo lipca i sierpnia w naszej zabawie neeledpointowej, i na chwilę obecną moja Mistery (Tajemnica) wygląda tak:
Urlop zaliczam do baaaardzo udanych, głównie ze względu na temperaturę nad naszym morzem przekraczającą 30 st. przez 6 z 7 dni tam spędzonych. Lepszej średniej nie można było sobie życzyć.
Młody z wodą był za pan brat, ulubioną rozrywką było chwycenie kółka pod pachy i skakanie do basenu z pełnego rozpędu :) Drugą ulubioną rozrywką było moczenie się w polskim morzu.
Kalendarza z Kubusiem przybyło, i spędziłam fajny robótkowy weekend z trzeba zakręconymi maniaczkami robótkowania, ale o tym następnym razem bo dziś jest tak gorąco, że jeszcze trochę i mózg mi się zlasuje - taką temperaturę to ja przyswajam tylko zanurzona w morzu po szyję ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)