W komentarzach pod poprzednim postem zarówno Jola jak i Ania zapytały mnie o fastrygowanie.
Nienawidzę fastrygować :D
Ale, bez fastrygowania nie zaczynam żadnej większej pracy hardangerowej - tylko fastryga chroni mnie przed pruciem, a właściwie lepiej powiedzieć przed wyrzuceniem prawie skończonej pracy, w której to pracy chwilę przed końcem okazuje się, że gdzieś jest błąd o jedną nitkę i całość się nie zamyka. A jak mam fastrygi, to ew. tylko małe elementy pruję :D
Fastrygowania nauczyłam się oczywiście od naszej niezrównanej Krzysi, która od dawna szerzy ideę hardangera w sieci dając możliwość nauczenia się wielu nowych ściegów w tej dziedzinie. Wszystkiego można się dowiedzieć na blogu Hardangerowe fascynacje Krzysi.
Fastrygę wykonuje się ściegiem przed igłą, co 4 nitki tkaniny. Bo podstawą hardangera jest liczenie do czterech - nawet bloczki, które w szerokości mają pięć nitek w ściegu, zajmują cztery nitki tkaniny. Fastrygę robimy przez środek materiału, najlepiej złożyć go na pół, i po linii złożenia poprowadzić fastrygę. Miejsce skrzyżowania fastrygi wyznacza nam środek pracy.
U mnie linie środkowej fastrygi są w mało kontrastowym kolorze, więc i niezbyt dobrze je widać.
Krzysia pokazała to na kontrastowych nitkach - do obejrzenia TUTAJ.
Ważny jest sposób w jaki te nitki się krzyżują - należy zwrócić uwagę że druga fastryga daje z pierwszą krzyż 2 x 2, a nie spotyka się z nią w miejscu wbicia igły.
Dodatkowo, można zastosować fastrygi dodatkowe - i to są te, co mi życie ratują :)
Mój wzór składa się z dwóch dużych elementów - obramowanie środka którym jest mozaika ze ściegu za igłą, otoczona mereżką i elementami hardagerowymi, oraz obramowanie obrusa wzorem z motylami. Policzyłam więc sobie powierzchnię jaką zajmować będzie element środkowy i element zewnętrzny, i po tych liniach poprowadziłam fastrygi - te są w kolorze czerwonawym więc lepiej widoczne :)
Dzięki fastrygom, na każdym etapie pracy jestem w stanie sprawdzić, czy nic się nie rozjechało.
wow ile już zrobiłaś - super!! kurde mi się też zatęskniło za hardangerem - no ale albo szycie albo hardanger ... bo nie chce mi się doba wydłużyć :( aaaa skończyłam szyć wierzchnią część narzuty tralalalala
OdpowiedzUsuńYenn, za fastrygowanie masz 6+, a drugie 6 za doskonałą argumentację, dlaczego warto fastrygować, bo naprawdę warto !!! Przynajmniej te dwie pierwsze, środkowe fastrygi.
OdpowiedzUsuńNo i już zaczęłaś haft !!! Nie mogę się doczekać kiedy będę mogła go obejrzeć w realu, ten kolor zapowiada się tak interesująco, a tkanina zupełnie mi nieznana dotąd, tzn. nie miałam okazji jej dotykać ;)
Ładnie wyjaśniłaś "po co" - to powinno przekonać nieprzekonanych :)
OdpowiedzUsuńJa też fastryguję nawet zwykłe krzyżyki - żeby się nie pomylić. A co dopiero taki wielki obrus. Uważam że fastryga to podstawa.
Agnieszko, lecisz jak burza! Pięknie Ci idzie :)
Yen, wielki podziękowania zasyłam! Rozjaśniłaś!
OdpowiedzUsuńwow,nieźle się zapowiada to cudo,podziwiam i będę dopingować:)
OdpowiedzUsuńYenuś, dzięki za fachową odpowiedź! Fastrygowałam zawsze krzyżyki, a handargera jakoś nie i wydawało mi się, że Ty tą fastrygą po 4 bloczki cały materiał obszywasz ;> Jak robiłam (bo na razie robótka stoi) handargerowe 'kółko' i mi styknęło, to westchnęłam z ulgi, a od teraz, co mam wzdychać, też będę fastrygować :)
OdpowiedzUsuńMnie do fastrygowania zmusiła Miranka. I chwała jej za to! Ja fastryguję nitką w BARDZO kontrastowym kolorze ;-D
OdpowiedzUsuń