U Ani, i u Joli można pooglądać zdjęcia z naszego wspólnego weekendu robótkowego - coś jak sabat maniaczek robótkowania, i to już drugi - o PIERWSZYM pisałam w zeszłym roku, okazało się że zrobiła się z tego taka świecka tradycja :D
Ah, jak ja uwielbiam takie spotkania, gdzie człowiek ładuje akumulatory, wpada w amok robótkowy bo wszystkiego się chce potem spróbować, i przy tym można gadać gadać gadać i gadać nie tylko o robótkach. Takie spotkania zawsze mnie uczą czegoś nowego, dają inspirację i nowego fioła:)
A do tego ta zieleń i cisza dookoła (no może poza dźwiękiem piły spalinowej który towarzyszył nam przez cały sobotni poranek :D ):
Dla mnie motywem przewodnim były druty - napatrzyłam się ostatnio w necie na piękne chusty ażurowe które królują na wielu blogach i postanowiłam odświeżyć zardzewiałą mocno umiejętność robienia oczek prawych i lewych. A Jola zgodziła się rozjaśnić moją pomroczność jasną za co wdzięczna jestem przeogromnie. Co prawda zamówione włóczki nie dotarły do moich rąk przed tym weekendem, a w pasmanterii dostępny był tylko 100 procentowy akryl, ale z duma i godnością osobistą postanowiłam przyjąć to "na klatę" i uczyć się, nie przejmując włóczką:)
A oto co mi z tego "uczenia się" wyszło - wiem wiem, kolor powala :D
Cudne mam znaczniki, co nie?:) Jola robi takie małe cudności :)
Fotograficznie to by było na tyle - nie mam zdjęć:
- wieńca Madziuli, który na żywo wygląda jeszcze bardziej powalająco niż na zdjęciach
- zająca Ani dłubanego jedną nitką na lnie 40 ct!!!! majsterszczyk krzyżykowy
- sutaszowych kolczyków Joli
- swojego Golden pavilion w którym mi już tylko tło w prawym dolnym rogu zostało
Aaaa, za to mam jeszcze cudną fioletowo-zieloną narzutę Magdy - z cieplutkim kocykiem od spodu, z małą ilością pikowań dzięki czemu jest cudownie miękka i przytulna - w sam raz do otulenia się nią kiedy wieczorny sierpniowy chłodek nadchodzi:
A po powrocie do domu czekała na mnie zabłąkana paczka:
Jeden motek nawet przewinęłam już:)
Fajne są te spotkania dziewczyn podobnie zakręconych :)
OdpowiedzUsuńJa też z powodu estońskich szali przepraszam się z drutami ;)
Ty już, jak widzę całkowicie pogodzona ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Kto dorwał się do aparatu ten robił zdjęcia zazwyczaj aparatem Ani właśnie ale widać wielu rzeczy nie zarejestrowałyśmy zdjęciowo - bo fotografem powinna być osoba zupełnie niezaangażowana w nasze robótki nasze rozmowy i nasz zwariowany czas. Idę i ja pisać relację
OdpowiedzUsuńMnie osobiście by ten akryl nie przeszkadzał - wzorek jest cudny i kolorek też. Dwa takie kawałki i już widzę spódniczkę na jesień, która mi sie marzy od pewnego czasu... Urocza robótka, cokolwiek to będzie :)
OdpowiedzUsuńPięknie spędzony czas :-)
OdpowiedzUsuńTo czekam niecierpliwie na Twoje "ażury" z wyczekanej włóczki :-)
Aguś kiedy ta Twoja próbka ma piękny kolor! I ładnie Ci wychodzi! Może skończysz?
OdpowiedzUsuńNo i przecież słusznie prawisz że jeszcze Madziuli pledzik włochaty piękny podziwiałyśmy!
W ogóle za szybko czas minął ....
Co do koloru...to ja obiektywna nie jestem...jak coś ma chocby odrobinę fioletu jest piękne ;O)
OdpowiedzUsuńAle zazdraszczam Wam takich spotkań...bajecznie, jeszcze w takich okolicznościach przyrody....eh...
Ja bym ją chętnie skończyłabym - ale to szalik miał być, a ta włóczka gryzie :D Nie wiem czy wytrzymam :D
OdpowiedzUsuńNa drutach zaczęłam dziubać - obiecywałam sobie że najpierw goldenka pavilionka muszę skończyć, ale zostało mi jednolite tło w prawym dolnym rogu i idzie mi jak krew z nosa :D Więc trochę oszukuję i codziennie ze cztery rządki se strzelę :D
Hi hi - jak Ci się Pavilion znudzi to się spotkajmy i podrobię ;) Teraz jak skończyłam króliki-miniatruki chętnie polatam po 14ct ;)
OdpowiedzUsuńAnia, poza tym że to nuuuudne to dam radę :D Staram się wykazać silną wolą i nie dotykać nic innego dopóki tego nie skończę :D Wczoraj mi się udało :)
OdpowiedzUsuńbrakuje mi takich spotkan .welenka cudna
OdpowiedzUsuń